niedziela, 2 lipca 2017

Silesian King of War vol. 3 - Relacja - Pierwsze Łowy

Pierwszy turniej KoW za mną;)
Klan Księżyca pod wodzą wiedźmy Zursy rozrasta się coraz bardziej i nadszedł czas na pierwszą wyprawę łupieżczą. Większość wojowników zajęta jest rozbudową obozu i patrolowaniem terenów należących do klanu, więc na łowy ruszyło niewielkie stado pod dowództwem szamana Zydara. Niestety kilkudniowa wyprawa przyniosła jedynie masę szczurzego mięsa i stertę pordzewiałego oręża szczurzej armii. Napotkane oddziały Elfów i mrocznych Krasnoludów okazały się zbyt mocne podczas tej wyprawy. Pomimo sporych strat morale w Klanie mocno urosły, większość świeżych oddziałów nabyła cennego doświadczenia w boju, a pieczony szczur trafił na stałe do jadłospisu.

Zgodnie z zapowiedzią udało mi się wystąpić na wczorajszym turnieju Kings of War w Katowicach. Klub Inny Wymiar jest super miejscówką, trochę na uboczu, jest gdzie zaparkować, z 50 metrów dalej jest dobrze zaopatrzony sklep. W środku bardzo obszerne i mega klimatyczne wnętrze podzielone na mniejsze połączone ze sobą pomieszczenia, piękne tereny i fajni ludzie. Na miejscu byłem już po 9 rano, szybko dojechała ekipa z Krakowa, potem MiSiO i cała 5 osobowa drużyna z Łodzi z klubu Cztery Smoki. W sumie w turnieju wzięło udział 10 osób, kilku nowicjuszy jak ja, ale większa połowa to doświadczeni już gracze z mocnymi rozpiskami. Moja armia niestety póki co jest w trakcie malowania, ale za to udało się skompletować figurki, złożyć i nawet skonwertować niektóre modele, więc jest już czym grać. Na swoje usprawiedliwienie dodam też, że był to turniej głównie z myślą o początkujących i nie ja jeden grałem niepomalowaną armią. Z czasem będzie coraz lepiej. 
Niestety od pierwszej gry byłem tak podekscytowany całą tą imprezą i tak pochłonęła mnie sama gra, że w sumie zdjęć porobiłem jak na lekarstwo i dotyczą tylko moich rozgrywek. Musicie mi wybaczyć, kolejnym razem będzie obszerniejsza relacja z całego turnieju;)

Moje 1300pkt to:
Regiment Spirit Walkers
2 x Horda Lycan
2 x oddział Beast Pack
Stampede
Szaman  wierzchem
Sztandarowy armii

Tuż przed pierwszą grą gdy jeszcze nie dojechała Łódź  chłopaki opowiadali ciekawe historie o zabójczych i przegiętych hordach Elfich łuczników, więc na kogo mogłem trafić na start, no oczywiście na elitarnych długouchych skubańców pod dowództwem Atharda. Moje rozstawienie widać na pierwszym zdjęciu. Grę rozpoczęły elfy.


Niestety nie doceniłem ich wyszkolenia, strzelanie po ruchu bez kar, przerzuty jedynek bo są elitą i mag, który rzuca tyle zaklęć ile chce na turę sprawiły, że po pierwszej turze strzelania jeden z moich oddziałów wilkołaków złapał więcej ran niż mógłby ustać.


Na moje szczęście przeciwnik rzucił dwie jedynki i nie zeszli ze stołu. Dzięki temu moja horda ruszyła z impetem na wroga i czuć było woń strachu, a może to nie był tylko strach, jak się później okazało to niejedne białe spodenki złapały trochę brązu.


Zwłaszcza gdy w trzeciej turze moje dwa oddziały wilkołaków dopadły hordę elitarnych łuczników i przeszły przez nią jak Aragorn przez stado Uruk-hai i to był kluczowy moment tej bitwy. 


Gdyby chociaż jeden oddział  wilkołaków utrzymał pozycje, to byłoby pięknie, ale szczęście mnie opuściło i Lycanie wyparowali. Pomimo, że potem jeszcze spadł oddział piechoty i bohater elfów na orle to latający oddział Drakon Riders i jego szarże od tyłu wymłóciły mi resztki armii. Poniżej dożynki i 17-3 dla Elfów.


Kolejna bitwa to Szczury Yergina, zwanego też Michałem. Bitwa zapowiadała się srogo, bo nic nie strzelało i taka też była. Totalna walka wręcz, rzeź za rzezią, cała gra była tak emocjonująca, że w sumie pstryknąłem 3 fotki:P Początek miałem fatalny. Jedne szczurki zasłaniające resztę wojsk przeciwnika dostały szarże w bok moich wilków i ustały, a chwilę później drugi oddział dostał szarże od Stampede przyjął 30 ataków, wbiłem masę obrażeń i na koniec ustalając co się stanie z nimi rzuciłem dwie jedynki i ten oddział też ustał. Później jeszcze parę błędów podczas poruszania oddziałów czego skutkiem było dojście do szarży tylko jednym oddziałem wilkołaków. Na szczęście jeden oddział wystarczył żeby zjeść od flanki hordę szczurów. Na koniec zginął ostatni oddział przeciwnika i na stole zostali tylko Lycanie i garstka bohaterów.  Wygrałem 17-3.


Ostatnia moja gra z Artemisem czasami zwanego Patrykiem, który dowodził Abyssal Dwarf, to Ci  mroczni kuzyni Krasnoludów. Gra zapowiadała się raczej na ciężką. Przeciwnika było więcej, w dodatku 4 odziały były uzbrojone w strzelby, a do tego groźna kawaleria i szalone działo. Co ciekawe żaden oddział nie ma cechy umiejętności strzelecki, strzelba to taki bardziej przedmiot który trafia zawsze na 4+, do tego jakieś zmutowane bojowe mastify. Wpada to w oddział, 5 ataków na 4+, każda rana powoduje kolejne trafienia i tak do skutku, aż przestaną trafiać. W efekcie czego dzięki mega rzutom dwa takie psiaki zjadły mi oddział Spirit Walkers w turę:( Albo Dragon Fire-team czyli 10 ataków na +4:D Kolejna miodna rzecz czyli działo, jeden atak na +5, potem D6+4 obrażeń i do tego +3 do zranienia. U mnie wyglądało to tak, że Patryk rzucił 6 potem 6 i nagle Stampede dostało 10 ran:P Niby wszystko strzela tylko na 12 cali, ale ma przerzuty jedynek raniąc i czego nie zabijesz w szarży strzeli do ciebie w kolejnej turze:P Ostre baty dostałem i znów przegrana 17-3.


Ogólnie turniej był bombowy, miałem kilkuletnią przerwę, więc emocje były ogromne, atmosfera bardzo fajna i sympatyczni przeciwnicy, a wszystkie gry grałem z kolegami z Łodzi, których pozdrawiam:) Nabrałem sporo doświadczenia, poznałem 3 różne armie, sporo pogawędziliśmy o zasadach, taktykach itp. Szykuje się już turniej z końcem sierpnia w Krakowie, na który postaram się pojechać.

Co do mojej gry, to brakowało przede wszystkim ogrania i znajomości innych armii. Nie miałem też pojęcia czytając jedynie zasady podstawowe, że w każdym scenariuszu chodzi o kontrolowanie znaczników. Bardzo fajna sprawa, bo granie w Kings of War nie prowadzi tylko do wyrżnięcia wroga, ale głównym celem jest kontrolowanie stołu. Moja rozpiska była nastawiona na szybki atak i zazwyczaj w 5-6 turze miałem na stole 1-2 oddziały i bohaterów, którzy nie kontrolują znaczników. Za bardzo nie miałem już czym wygrywać scenariuszy:P Także zdecydowanie muszę popracować nad kolejną rozpiską, bo nie licząc Elfów wszystkiego było dużo więcej na stole niż mnie.
Jeśli chodzi o moje jednostki to ekstremalnie dobrze spisały się wilkołaki, mordowali perfekcyjnie. Stampede też ma moc, do tego budzi respekt i zbiera sporo ostrzału. Najsłabiej wypadli Spirit Walkers, jeden taki regiment to trochę mało. 

Turniej skończyłem na 7 miejscu, Kinigs of War okazało się świetną grą i mam nadzieje, że wraz z kolejnymi turniejami będzie coraz lepiej. Póki co trzeba wrócić do malowania;)
















8 komentarzy:

  1. Dzięki za relację! Najważniejsze, że dobrze się bawiłeś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny to może się ogarnę do tej pory. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co wstępnie, ale na pewno Kraków i raczej druga połowa sierpnia;) Później kolejny w Katowicach. Może też coś w Łodzi, bo tam też ekipa rośnie w silę.

      Usuń
    2. Aaa! Wyszło, że nie przeczytałem wszystkiego, ale właśnie nadrobiłem do porannej kawy w pracy. ;)
      Czuć w tekście te trochę zapomniane emocje. Może uda mi się w sierpniu dołączyć.

      Usuń
    3. Ja nie sypiam tylko maluje półtorej tysiąca na sierpień. Myślę, że kilkanaście osób będzie! Wiec liczę na krasnale w twoim wykonaniu. Krasnale, prawda?

      Usuń
  3. Jak tylko pojawi się jakiś oficjalny termin, to info na pewno trafi na bloga;) Szykuj armie, bo najprawdopodobniej zagramy na 1500pkt;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa relacja i cieszę się, że turniej się udał :)!

    OdpowiedzUsuń